Agresja w szkołach – program, który
przywrócił wspomnienia...
Niestety te złe wspomnienia. Ostatnio
na „tvn Style” trafiłam na program o przeciwdziałaniu agresji w
szkole. Moją historię zna niewiele osób. Nie chciałam, by w
szkole średniej czy na studiach oceniano mnie przez pryzmat moich
przeżyć. Nie miałam dzieciństwa usłanego różami, a dorastanie
wywołało burze hormonalną, która była idealnym punktem
zaczepienia dla moich oprawców.
Zacznę od początku...
Zaściankowe miasteczko pod Warszawą.
Tu nic się nie dzieje, a jak komuś się powodzi inni go niszczą.
Moja mama była nauczycielką w szkole,
do której uczęszczałam. Nigdy nie ingerowała w sprawy ocen i
mojego zachowania. Falę prześladowań rozpoczął fakt, że z
jakichś powodów rósł mi wąsik. Dzieci do pewnego momentu nie
widzą między sobą różnic i chętnie współdziałają. Wystarczy
jedna osoba, by to wszystko zrujnować. Nie pamiętam kto i kiedy
dokładnie po raz pierwszy wyzwał mnie od „wąsaczy”, ale to
przezwisko przywarło do mnie jak lukier do ciastka. Mój klasowy
koszmar trwał od czwartej do szóstej klasy. „Wąsika” bym może
i zniosła, ale wyzwiska rozchodziły się po całej szkole. Kiedyś
jakiś chłopak na mnie po prostu napluł. Biegnąc przed siebie
napluł mi na bluzkę. Wiem, że przyczyną była chęć zgnębienia
mnie.
Kim byli moi oprawcy w szkole
podstawowej?
Dziś mogę ich podzielić na grupy.
Ludzie, którzy podżegali innych przeciwko mnie i ich parobki.
Stałam się kozłem ofiarnym w tej sytuacji. Usunięcie wąsika nie
pomogło.
Zaczął się nowy jeszcze gorszy etap
dokuczania. W klasie miałam kolegę, który sam przez długi czas
był ofiarą przezwisk. Sądziłam, że on mnie zrozumie... On
wymyślił nowy sposób na dręczenie mnie. Usiadł koło mnie na
ławce i powiedział „Śmierdzisz jak grzyb. Grzybolcu.”. Od
tamtej pory w dobre dni błam w klasie nazywana „Grzybkiem”, a w
te złe „Grzybolcem jeb...”, „Śmierdzielem”. Uczyłam się
całkiem dobrze, co wzbudzało podejrzenia wśród zaściankowych
rodziców i ich dzieci. W klasie huczało od pogłosek, że jestem
głupia i to moja matka dopisuje mi oceny w dzienniku. Takie sytuacje
nie miały miejsca. Za to nauczyciele ciągle powtarzali, że stać
mnie na więcej i wymagali ode mnie więcej niż od innych.
Wielokrotnie byłam niesprawiedliwie oceniana przez stereotypowe
myślenie nauczycieli, którzy uważali,że dziecko nauczycielki musi
umieć więcej.
Wierzycie, że w gimnazjum było
lepiej? Nie, bo poszłam tam z tą samą klasą. Było jeszcze
gorzej. Niektórzy z różnych powodów mnie zastraszali. Wskazywali
palcami i śmiali się ze mnie. Nie nosiłam markowych ubrań, nie
byłam dresiarą, nie miałam wszystkiego o co poprosiłam. Dla nich
byłam czymś do wyładowania własnych frustracji.
Zaczęłam pracować w sklepiku
szkolnym, gdzie opiekun bardzo mnie chwalił za skrupulatność i
odpowiedzialną postawę. I to oprawcy skutecznie mi obrzydzili nie
odpuszczając wyzwisk i oskarżeń o podlizywanie się.
Nie wiem kiedy to się stało, ale
chyba w trzeciej klasie gimnazjum. Coś we mnie pękło i wyżaliłam
się mamie. W klasie panowało napięcie po próbnym egzaminie
wewnętrznym, który to ja zdałam najlepiej.
Reakcja mojej mamy była dobra, ale ona
liczyła na szybkie rozwiązanie problemu. Wysłała mnie do
psychologa, sprawą zajęła się pedagog i dyrektor szkoły. Jednak
kiedy potrzebowałam się wyżalić mama powtarzała „Musisz być
silna. W życiu czekają Cię różne sytuacje”. Wsparcie zerowe.
Motywacja też raczej kiepska, ale znalazłam w sobie siłę by
przetrwać. Koniec trzeciej klasy był stosunkowo spokojny.
Wybierając liceum szukałam takiego, w którym nie byłoby nikogo z
mojej dawnej szkoły. Udało się. Trafiłam do ciekawej klasy, w
której nikt nigdy mnie nie wyzwał. I choć nie wszyscy się
lubiliśmy, to ludzie się szanowali. Zdarzały się żarty z innych
osób, ale nikt nie doznał prześladowania. Klasa była podzielona
na grupki. Pewnie i tak wszyscy się obgadywali, ale nikt nikogo nie
prześladował. Pomimo tego ja zachowywałam dystans. Miałam jedną
koleżankę. Potem to grono się zwiększyło. Nie należałam do
popularnych, ale czułam się dobrze i bezpiecznie.
Matura zbliżała się wielkimi
krokami. Wszyscy po cichu życzyliśmy sobie jak najlepiej.
Większość zdała i jakoś
zorganizowała sobie życie. Ja byłam wśród nich, ale coś
ponownie we mnie pękło. Miałam już dosyć bycia z boku. Już na
egzaminach wstępnych na studia poznałam kilka fajnych osób.
Później stałyśmy się dobrymi koleżankami. Zaczęłam się
udzielać. Wykładowcy znali moje imię i cenili sobie moje
komentarze. To bardzo mnie podbudowało. I tak na trzecim roku
zrodziła się „Ta dziewczyna”. Nie wiem czy ludzie mnie
szczególnie lubią. Wolę mieć mniej koleżanek niż wiele
fałszywych. Jednak poczułam się ładną dziewczyną, która może
coś osiągnąć. Pracowałam, studiowałam dziennie i byłam z
siebie dumna.
Mam prawo być dumną ze swojego życia.
Cieszyć się domem, który buduję z mężem, wykształceniem, pracą
i osiągnięciami. Mam prawo myśleć o sobie, że jestem piękna, bo
przez jakieś sześć lat świat próbował mi wmówić, że jestem
paskudą, która nic nie osiągnie.
Dlaczego ja byłam ofiarą? Wąsik,
mama nauczycielka, dobre stopnie, bycie spokojnym to idealne punkty
zapalne dla ludzi. Ponownie zapytam dlaczego?
Swoje kompleksy leczymy dokuczając
innym. A tak nie powinno być. Ja swoje leczyłam wiele lat i wciąż
mam świadomość o istnieniu rzeczy wartych poprawienia. Jednak
czuje się naprawdę pięknie! To czego doświadczyłam na zawsze
odcisnęło piętno w mojej głowie. Pozwalałam innym się dołować
i ciągnąc w dół.
Jeżeli Tobie też ktoś dokuczał to
wiedz, że nie miał do tego prawa. Obraźliwe myśli i słowa
skierowane w stronę drugiej osoby nie pozwolą Ci na zbudowanie
lepszego obrazu samej/go siebie. Trzeba czasu, by wyleczyć rany i
samozaparcia. Być może tak jak ja znajdziesz się wśród ludzi,
którzy docenią twoje cechy i to pomoże ci odbudować siebie.
Kiedy opowiedziałam swoją historię
bliskiej O. jej komentarz mnie zaskoczył. Dziewczyna nie wierzyła,
że pomimo tego co przeszłam nie stałam się zamkniętą osobą. A
dla mnie to O. jest przykładem do naśladowania, bo w ludziach widzi
wiele dobrego.
Lisi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz