niedziela, 29 listopada 2015

Cała prawda o karmieniu piersią!
Karmienie piersią... 

Brzmi bajkowo, sielankowo... "Dziewczyny najpierw będziecie miały siarę, a potem po drugiej dobie nawał pokarmu".- tak mi mówiono na szkole rodzenia. 
Oczywiście inaczej jest w rzeczywistości. 
Moja córka urodziła się ważąc prawie cztery kilogramy. Pierwszą noc, a właściwie resztę nocy przespała spokojnie. Rajd rozpoczął się o poranku. Darła się wniebogłosy. Wisiała na piersi przez większość czasu. Moje dwie współlokatorki smacznie spały. Ich dzieci nic nie budziło. A moja córka łkała przyssana do piersi. Raz jedna pierś, raz druga. Piętnaście minut jedna, piętnaście druga. Minęła doba. 
Może nie mam pokarmu? 
Kolejny dzień dziecko łka i płacze. Jak tylko usnęła na chwile to ktoś mi ją zabierał na badania, na pobranie krwi i odwoził rozwrzeszczaną. Opadałam z sił. Nastała noc, a ona dalej płakała. W końcu położna z neonatologii zaproponowała dokarmienie, bo przecież to jest duże dziecko i po prostu jest głodne. Stał się cud. Dziecko nakarmione usnęło, na trzy godziny. Kolejna noc była straszna. Płakałam, bo nie potrafiłam sobie poradzić z łkaniem mojego dziecka. Nawet nie mogłam pójść do łazienki... W końcu położna zabrała małą na dwadzieścia minut. Zaproponowały smoka. Podałam... Nie podziałał... Dziecko dalej krzyczało. Płakałam do męża, do matki przez telefon. Co robić? 
Wypisane do domu zostałyśmy z tym samym problemem. Ona krzyczała, a ja ją karmiłam piersią. 
W końcu teściowa doradziła: "Dokarmcie ją trochę. Ona jest głodna". Czy to oznacza, że w ogóle nie będę karmić? Po podaniu mieszanki mała zasnęła spokojnie z nami w łóżku. Plułam sobie w brodę. To nie tak miało być. Ona ma swoje łóżeczko, miałam mieć mleko... 
Następnego dnia stał się cud. Piersi miałam tak wielkie jak po operacji plastycznej. Mleko sączyło się z nich strumieniami. I w końcu załapałyśmy rytm: karmienie, spanie, karmienie, spanie... 
Zdecydowałam się karmić na żądanie. Położna środowiskowa powiedziała wprost: "Zje to niech śpi i nie ma co jej budzić". 
Moje wnioski są następujące:
- w szpitalu powinni dokarmiać dzieci i wspierać w czasie karmienia piersią kobiety, a nie pozostawiać je samym sobie,
- mleko nie pojawia się od razu i trzeba o nie zawalczyć,
- płacz to normalna reakcja po porodzie na zmiany jakie zachodzą w życiu i organizmie. 

Nie jesteś złą matka jeżeli dokarmiłaś swoje dziecko. Jesteś dobrą mamą, bo wiedziałaś, że jest głodne. 
Cała prawda o porodzie...

Nikt nie powie wam jak to naprawdę wygląda, ponieważ każdy poród przebiega inaczej. Bóle dopadają kobiety w różnym stopniu, po lub przed odejściem wód płodowych.
Nie powiem, że było lekko, albo bajkowo. Niestety miałam wiele komplikacji przy porodzie.
Moja ciąża zakończyła się w 41 tygodniu przez indukcję. Lekarze zadecydowali o założeniu mi cewnika. Z cewnikiem spędziłam 24 godziny i niestety nie przyniósł on pożądanych efektów do momentu usunięcia. Przy usuwaniu rurek okazało się, że wody mi odeszły. I tu kolejny problem: były koloru zielone. Na szczęście nie smoliste, lecz lekko zielone. Bóle pojawiły się natychmiast.
I były nie do wytrzymania. W czasie porodu lekarz i położona robią zapis ktg, który potwierdza czynność serca dziecka. W tym momencie wszystko było w porządku. Jednak ból jest tak silny, że trudno jest uleżeć w czasie robienia zapisu.
W sali porodowej wspierał mnie mój mąż. Myślę, że mężczyzna powinien być obecny przy porodzie, ponieważ ma możliwość zrozumienia tego, przez co przechodzi kobieta. Ciało kobiety choć stworzone do rodzenia dzieci przez ten proces przechodzi bardzo opornie. Z każdą chwilą bóle stawały się coraz silniejsze. Na szczęście przybył anestezjolog i podał mi środki znieczulające. Nie podziałały zbyt długo. W czasie porodu wydziela się dużo adrenaliny, co może powodować drgawki. Musiałam spiąć się w sobie, żeby się nie poruszyć w czasie kłucia w kręgosłup. I tu dobra wiadomość: TO WCALE TAK NIE BOLI. Jak lekarz ma dobrą rękę to mija kilka chwil i po sprawie.
Bolało dalej. Co robić? Jak przyspieszyć poród?
Moja położna przyniosła piłkę do skakania. Skakałam na piłce, chodziłam w czasie skurczów, wrzeszczałam jakby mnie ze skóry obdzierali...
W końcu pojawiło się rozwarcie na tyle duże, by wyprzeć dziecko. Pozycja na leżąco jest niestety bardzo nie wygodna. Nogi są bardzo wysoko, kręgosłup odmawia współpracy, a skurcze pojawiają się co chwilę, Zaczynasz przeć. To najtrudniejsza część porodu. Przesz główkę, która jest duża i musi wyjść przez pochwę.
Położna powiedziała: „Ma takie czarne włosy na głowie”. „To jeszcze tylko kilka razy”- pomyślałam. Główkę parłam około trzydziestu minut. Zauważyłam, że położna sięga po nożyce. Wiedziała, że sobie nie poradzę i po prostu nacięła mi krocze. W sumie nie jest to bolesne, ale odczuwa się duże pieczenie. Główka wyskoczyła, niestety zaplątana w pępowinę. Zahaczona rączka, a w głowie tylko jedna myśl: „Poprę dwa razy i będzie po sprawie”. I tak było. Dziecko na szczęście całe i zdrowe, ale tylko ja jako matka wiem jak bardzo można się zestresować kolorem wód i innymi komplikacjami.
I tu kolejna dobra wiadomość: Już nic cię nie boli!!! Łożysko po prostu ze mnie wyskoczyło. Zło goni zło, fragment jednak został w macicy.
Położna zaczęła mnie zszywać. Zauważyła, że coś jest nie tak. Coś tu nie gra. Małą trzymałam tylko 15 minut.
Następne dwie godziny upłynęły mi w miłym towarzystwie: dwóch położnych, dwóch lekarzy, igły, nici. Lekarz musiał natychmiast wyłyżeczkować macicę, co na szczęście było tylko nie przyjemne. Wszystko w miejscowym znieczuleniu, ponieważ anestezjolog był przy operacji człowieka z wypadku samochodowego. Zszywanie trwało długo, ponieważ nie tylko miałam nacięcie, ale również pękłam po sam odbyt. Okazało się, że pękła mi pierwsza ściana jelita grubego.
Lekarz bardzo się starał: „Będzie Pani jak nówka”. Zażartował kilka razy. Chwilę porozmawialiśmy. Robiło mi się coraz zimniej. Zaczęły się drgawki. Dużo utraconej krwi. Kolejne dwie godziny spędziłam pod ciśnieniomierzem, okryta kocem. Przez chwilę mogłam zobaczyć moje dziecko, które miało bardzo silny odruch ssania, a ja nie byłam w stanie zaspokoić tej potrzeby.
Kilka godzin bez wstawania. To była jedyna noc, którą mała przespała...
Jak zakończyła się ta sprawa? Mam śliczną córeczkę, lekarz uratował mi życie, a położna była fantastyczna. Rana już prawie zagojona, ale pozostała dieta drakońska, by nie obciążać jelit.
W czasie porodu mogą zajść poważne komplikacje. Lekarze odradzają porody domowe nie bez przyczyny.
Pamiętajcie, że to od nas zależy jak odbierzemy zaistniałe problemy. Po dwóch tygodniach czuję się mocna i gotowa do rodzicielstwa. Już zapomniałam o bólu, ale nigdy nie powiem, że poród to byle co. To wielkie wydarzenie, a zarazem wyzwanie dla kobiety. Jeśli miałaś szczęście i twój poród przebiegł bez komplikacji, to się ciesz po cichu. W duchu... I nie porównuj się z kobietami, które przeszły trudny poród.
Lisi



piątek, 20 listopada 2015

Gdy wszystko się sypie...

Koniec narzekania na los. Sami naszymi działaniami możemy odmienić swoje życie. W oczekiwaniu na poród przydarzyło mi się kilka nieciekawych sytuacji.

1. Utracony ząb
W sobotnie popołudnie nabrałam ochoty na popcorn. Zaczęłam go chrupać i niestety wypadł mi kawałek zęba. Na szczęście to szóstka więc spokojnie zaczekałam do poniedziałku. Pierwszy dzień tygodnia miał być dla mnie bardzo intensywny ze względu na badania ktg i niewiedzę na temat tego czy nie zostanę przyjęta na oddział. Co począć z tym zębem? Dziura między siódemką, a szóstką wydawała mi się ogromna.
Na szczęście moja dentystka w pięć minut założyła mi opatrunek stabilizujący. Dzięki temu mogę spokojnie czekać na swoje dziecko i nie stresować się, że może dojść do zapalenia dziąsła.
W perspektywie mam leczenie zęba, ale na tą chwilę opanowałam sytuację.

2. L4 z błędem
W piątek otrzymałam kolejne zwolnienie od swojej lekarki. Po poniedziałkowym ktg J miał dostarczyć je do mojej pracy. Rano zauważyłam, że widnieje na nim błędna data... A moja lekarka miała iść na urlop. Na szczęście udało nam się złapać i poprawić ten błąd.

Te dwie sprawy mogłyby mnie wyprowadzić z równowagi, ale postanowiłam wszystko załatwić. W końcu to my decydujemy o naszym życiu. Mogłabym siedzieć i zamartwiać się zębem, zawieźć źle wypełnione zwolnienie. Niby błahe sprawy, ale nie wiedziałam czy zdążę ze wszystkim przed porodem. W życiu bywa tak, że gdy zbliża się ważne wydarzenie różne sprawy wymykają się nam spod kontroli. Warto wziąć głęboki oddech i zastanowić się nad możliwymi rozwiązaniami.

Lisi

czwartek, 12 listopada 2015

Frytki z batatów

Jeszcze nigdy nie próbowałam słodkich ziemniaków. Słyszałam o nich w amerykańskich serialach i bajkach. Słodkie ziemniaczki okazały się pysznym produktem. 




Bataty pozytywnie wpływają na nasz wzrok i pamieć. Dla kobiet to dobry sposób na ochronę przed rakiem piersi i innymi nowotworami. 
Ziemniaczki wystarczy obrać i pokroić na kształt frytek. Następnie przygotowałam mieszankę przypraw z oliwą z oliwek. Oregano, sól i pieprz miały dodać ciekawego smaku.Frytki smarowałam mieszanką za pomocą pędzelka. Ziemniaczki należny piec w około 220 stopniach z termoobiegiem do 30 minut. Warto je obracać. 

Ziemniaczki są rewelacyjne.
Lisi

środa, 11 listopada 2015

Schab w sosie musztardowo-jogurtowym

W tym sosie mieszają się dwa smaki: słodki i ostry. Duszenie schabu sprawia, że staje się on miękki i delikatny. Praktycznie rozpada się pod widelcem.



Produkty:
pokrojony schab na kotlety
sól morska
pieprz
musztarda dijon
jogurt naturalny
liść laurowy
ziele angielskie
oliwa z oliwek
woda

Sposób przygotowania:
Kotlety obsypałam pieprzem i solą. Dokładnie je rozbiłam, a następnie krótko podsmażyłam na łyżce oliwy z oliwek. Wszystkie kotlety zalałam wodą z przyprawami (liść laurowy, ziele angielskie) i dusiłam aż do zmięknięcia mięsa. Następnie odlałam wodę do szklanki i zmieszałam ją z trzema łyżkami musztardy oraz z jogurtem naturalnym. Wszystko dusiłam jeszcze kilka minut, aby mięso nabrało odpowiedniego smaku.

Wyszło smakowicie z dodatkiem batatów i sałaty.
Lisi

wtorek, 10 listopada 2015

H&M i Balmain - wielka wygrana czy wielka porażka?

Nie jestem wielką znawczynią mody... Mam też świadomość, że na rzeczy od znanych projektantów zwyczajnie mnie nie stać. Jednak H&M wychodzi na przeciw potrzebom zwykłego konsumenta. Czy na pewno? 
Kolekcje projektantów dla H&M to okazja do zakupienia tak zwanych wyjątkowych rzeczy. Miło jest mieć w szafie ubranie, które zostało zaprojektowane w sławnym dom mody. Niestety ludzka pazerność i brak perspektywicznego myślenia zarządu H&M zaprzeczają mojej teorii. 

Po pierwsze w dniu pojawienia się kolekcji sklep przeżył oblężenie. Z relacji ludzi wynika, że każdy łapał cokolwiek. Ludzie przepychali się i zachowywali się wręcz potwornie. Teraz to "cokolwiek" można kupić na allegro w nieporównywalnie wyższych cenach. Czy to jest w porządku? Może to smykałka do interesów? Ja tak nie uważam. To nie jest uczciwe zachowanie, ale nie mi pouczać innych ludzi na temat kultury biznesu. 

Po drugie kolejka zaistniała w internecie. Próbując zrobić zakupy przez internet otrzymałam komunikat o tym, że czekam w kolejce... Kolejka wynikała z czego? Moim zdaniem z małej dostępności towaru i obciążenia transferu. Moje szanse na spełnienie małego marzenia zostały rozwiane. Kiedy strona zaczęła normalnie funkcjonować towar był już wyprzedany. 

Po trzecie, jak się okazuje kolekcją mogą cieszyć się celebryci i vipy. Część kupiła, otrzymała lub załatwiła sobie ubrania z tej kolekcji. My zwykli ludzie nie mamy takich możliwości. Jednym słowem jeżeli chciałabym kupić coś od projektanta to muszę się wybrać do jego sklepu i zostawić w nim majątek. 

Kolekcja miała być dostępna dla każdego. Wyszło jak zwykle...
Lisi

poniedziałek, 9 listopada 2015

Moja ciąża... Jak to przebiegło/przebiega...

Jestem już po terminie porodu, ale niestety akcja się nie rozwija... Postanowiłam opisać kilka swoich doświadczeń i dla wielu kobiet przydatnych rad.

1. Jestem w ciąży! Co dalej?
Wiedziałam, czułam, że jestem w ciąży. Najpierw w dniu oczekiwanej miesiączki wykonałam test ciążowy, a nawet dwa różne. Wyszły pozytywnie. Cierpliwie czekałam na wizytę u ginekologa, a w międzyczasie wykonałam badanie krwi na hcg (stężenie hormonów ciążowych). Badanie wykonałam we własnym zakresie. Lekarz przyjął mnie, zaplanował badanie usg i wypisał pierwsze skierowania. Niestety pomimo moich próśb i lekkiego plamienia nie otrzymałam zwolnienia lekarskiego. W moim zawodzie jestem dodatkowo narażona na kontakt z chorymi dziećmi. To skłoniło mnie do przemyśleń na temat tego, kto ma prowadzić moją ciążę...

2. Wybór lekarza... Prywatnie czy państwowo? Nfz czy prywatna opieka?
Pomocna w wyborze lekarza okazała się strona internetowa znanylekarz.pl. Znalazłam wspaniałą Panią Doktor w swojej okolicy. Od początku czułam się bezpiecznie pod jej opieką. Zdecydowałam pozostać w kontakcie z lekarzem NFZ, ze względu na badania, które mogłam wykonać bezpłatnie. I tak chodziłam do dwóch specjalistów, ale to prywatna opieka okazała się bezcenną. Na państwowe wizyty chodziłam raz w miesiącu. Oczywiście lekarz wspominał, że mogę przyjść w dowolnej chwili i przyjmie mnie w razie potrzeby. Lekarz zbadał mnie w sumie trzy, albo cztery razy. Natomiast Pani Doktor badała mnie na każdej wizycie, co dostarczało nam wielu bezcennych informacji. Lekarka dostrzegła stan zapalny, drożdżycę i zaleciła odpowiednie leczenie. Wszystko odbywało się w nowoczesnych standardach ginekologii. Ceny wizyt i dodatkowych badań okazały się niskie w porównaniu z zapewnionym bezpieczeństwem.

Podsumowując: jeżeli mamy dobrego ginekologa z NFZ, który zleca badania, bada pacjentki na każdej wizycie, nie boi się wystawić kobiecie zwolnienia lekarskiego to nie ma potrzeby szukania dodatkowych konsultacji. Jednak, gdy lekarz nie bada, nie zleca to warto poszukać innej osoby, która pomoże nam i naszemu maleństwu.

3. Gdy dzieje się coś złego...
W około 26-28 tygodniu ciąży mój brzuch zaczął puchnąć. Puchł na kilka sekund i opadał. Tak w ciągu godziny około 8-10 razy. Na dworze panował ukrop. Dla kobiety w ciąży jest to bardzo obciążające. Bardzo bałam się przedwczesnego porodu i popędziłam do szpitala. Za pierwszym razem otrzymałam leki rozkurczowe, które pomogły na dwa dni. Za drugim razem w zapisie Ktg wyszły silne skurcze macicy i zostałam przyjęta na tygodniową obserwację. Czułam, że to nie jest prawidłowy objaw. Matka wyczuwa zagrożenie. Dlatego warto słuchać swojego instynktu. Bagatelizowanie pewnych sygnałów naszego ciała może skutkować zagrożeniem życia dziecka.

Nie należy się bać, że ktoś na izbie przyjęć nas wyśmieje, powie nam złe słowo. Szpital ma obowiązek nam pomóc. W moim przypadku nie zdarzyło się usłyszeć, że jestem przewrażliwiona. Pamiętajmy, że położna, lekarz to zwykli ludzie. Czasami zmęczeni, wkurzeni, ale w większości gotowi do pomocy.

4. Będzie chłopczyk czy dziewczynka?
Na początku byłam przekonana, że w brzuchu noszę małego chłopaczka. Wszyscy podkreślali, że wyglądam bardzo ładnie. A na usg 20 tygodnia dowiedziałam się, że to mała dziewczynka. Wieść o płci dziecka niczym huragan rozniosła się po mojej całej rodzinie.

5. Niechciane prezenty i pożyczki...
Mam wiele szczęścia w życiu i o wiele spraw nie muszę się martwić. Wybieranie ubranek, szukanie odpowiednich mebli miało mi sprawić przyjemność. I tak było do pewnego momentu. Mój brat cioteczny oddał nam wiele ubranek. Podkreślam słowo oddał - „Zdecyduj co chcesz z tym zrobić, możesz to oddać dalej.” W tej sytuacji przebrałam ubranka i pozostawiłam tylko te, które mi się podobały i były w dobrym stanie. Pozostałe zabrała moja znajoma i podarowała innym mamom.
„Tu ci coś naszykowałyśmy.” Nie jestem fanką różowych kolorów. Po za tym każdy ma inny gust. Nie każda mama musi stroić maleńkie dziecko w rajstopki. W tej sytuacji miałam otrzymać rzeczy, które zdążyłam sobie sama kupić. Innym minusem tej sytuacji była informacja, że to tylko pożyczenie ubranek. Nie mam ochoty sprawdzać co pięć minut czy mała nie zostawiła gdzieś kleksa, bo znajoma znajomej ma odzyskać ubranka w idealnym stanie. Szczerze zrezygnowałam i podziękowałam za takie coś. Ta wielka pomoc i wsparcie to tylko robienie sobie przechowalni z mojego domu co nawet irytowała mojego J.
Obiecałam sobie, że jak ja odchowam dzieciaki to też oddam ubranka i nie będzie mnie interesowało kto oraz co z nimi zrobi.
Najgorsze w niechcianej pomocy jest to, że nikt nie pyta cię o zdanie.
Później zaczęło się kupowanie ubranek, których już nie potrzebuję. Podarunki, które wybierano według własnych potrzeb, a nie naszych. I nie znoszę dopytywania, czy coś mi się podoba z tych prezentów, ponieważ i tak jest już po fakcie.

Prezenty trzeba przyjmować, ale nie warto się nad nimi rozpływać. Szczególnie jeżeli wy macie inne pomysły na wychowanie czy ubieranie dziecka. I śmiało mówcie, że nie chcecie pożyczania ubrań. A jak ktoś się obrazi to jego problem. Nie musimy być jak wszyscy i wychowywać dzieci tak jak brat, ciocia czy babcia.

6. Zdrowa dieta w ciąży.
Moja dieta była oparta na zasadach zdrowego odżywiania. W dalszym ciągu korzystałam z publikacji Ewy Chodakowskiej „Przepis na sukces”. Szukałam informacji w internecie. Od czasu do czasu podjadałam słodkości. Zamawiałam suchsi na ciepło. Pozwalałam sobie na małą filiżankę kawy z ekspresu, gdy miałam niskie ciśnienie. Nie jadłam surowej ryby, mięsa i niedogotowanych jajek. Jadałam sery z mleka pasteryzowanego, dokładnie dopiekałam mięso.


Wystarczy zachować zdrowy rozsądek. Kiedy miałam wyjątkową ochotę na słodkości to sięgałam po mały jogurt naturalny. Obniżał on chęci na słodycze.

7. Ciążowe ubrania
Moje ciało rozmiarowo nie uległo dużej zmianie. Zauważyłam więcej tłuszczyku w okolicy ramion. Zaokrągliła mi się twarz. Do czwartego miesiąca ciąży chodziłam w jeansach. Kiedy zaczął mi rosnąć brzuszek to zamieniłam jeansy na dresy. Udało mi się kupić czarne spodnie ciążowe w H&M za 30 zł. Akurat trafiłam na letnią przecenę. W ósmym miesiącu wygodnie było mi tylko i wyłącznie w legginsach. Uwielbiam zakupy i chodziłam co jakiś czas na przeceny. Kupiłam trzy dłuższe sweterki, dwie bluzeczki ze zwykłych kolekcji.
Nie warto wymieniać całej garderoby. Warto mieć spodnie wyjściowe, wygodne ubrania do chodzenia na co dzień i po domu.

8. Ach te rozstępy...
Na brzuchu nie mam ani jednego rozstępu. Całą ciążę smarowałam go zwykłą oliwką. Za to popękała mi pupa, ale już zamówiłam kosmetyki, które pomogą mi to naprawić. Wysiłek fizyczny pomoże go ujędrnić. Piersi smarowałam specjalnym kremem z serii Macierzyństwo-Pharmaceris. Efekt stosowania jest bardzo dobry.








To tylko kilka spraw, które zapadły mi najbardziej w pamięci. Jeżeli wpadną mi do głowy inne informacje to pojawi się kolejny post.

Lisi

czwartek, 5 listopada 2015

Makaron razowy z sosem jogurtowo-pieczarkowym

Dziś na obiad oprócz pysznej zupki przygotowałam swój ulubiony makaron. 

Produkty:
makaron razowy
kilka pieczarek
mały jogurt naturalny
masło
sól morska
pieprz
żółty ser

Sposób przygotowania:
Makaron ugotowałam z odrobiną soli. Pieczarki pokroiłam i podsmażyłam na patelni z odrobiną masła. Nie wszystkie pieczarki smażyłam razem. Pieczarka musi mieć przestrzeń na patelni. Po trzech turach smażenia połączyłam grzyby z jogurtem naturalnym. Doprawiłam sosik do smaku. Dodałam odrobinę żółtego sera.  Powstał smaczny sosik. 



Lisi

środa, 4 listopada 2015

Smaczna kolacja, przekąska - sałatka z tuńczyka.

Do zrobienia sałatki zainspirowała mnie koleżanka. To moja, lekka wersja tej sałatki. Wystarczy kilka składników.

Produkty:
tuńczyk z puszki w oleju roślinnym
torebka czerwonego ryżu
kukurydza w puszce
jogurt naturalny
sól morska, pieprz

Sposób przygotowania:
Ryż należy ugotować i przestudzić. Do chłodnego ryżu dodajemy kukurydzę z puszki i tuńczyka. Wszystko dokładnie wymieszać. Do sałatki dodajemy kilka łyżek jogurtu naturalnego i doprawiamy do smaku.
Opcjonalnie do sałatki można dodać jajko gotowane na twardo i ogórka kiszonego. Warto zostawić w lodówce niedoprawioną sałatkę. Dzięki czemu utrzyma swój smak dłużej.
Sałatka jest bardzo smaczna.
Lisi

wtorek, 3 listopada 2015

Ryżanka - zupa dla mamy karmiącej

Ryżanka jest bardzo sytą i smaczną zupą. Idealnie smakuje z natką pietruszki. Dla mamy karmiącej piersią jest świetną alternatywą, gdy znudzą nam się inne zupy. Mój sposób na gotowanie zup już znacie. Głównie gotuję zupy na bulionach warzywnych. Dlaczego? Dla zdrowia. Ostatnio w PnŚ oglądałam rozmowę z dietetykiem na temat spożywania mięsa. Okazuje się, że zbyt duże spożycie mięsa może przyczyniać się do chorób przewodu pokarmowego, w tym raka. Ja z mięsa nie zrezygnuję, ale warto zastanowić się czy w codziennej diecie potrzebne są nam porcje obiadowe.
Zaletą ryżanki jest fakt, że gotuje się ją zaledwie w kilka chwil.


Produkty:

3-4 ziemniaki
włoszczyzna: pietruszka, seler, marchew
przyprawy: liść laurowy, pieprz kolorowy, ziele angielskie, pieprz, sól morska
torebka ryżu

Sposób przygotowania:

Włoszczyznę obrałam i ugotowałam z niej około 1,5 litra wywaru. Wywar przyprawiłam kolorowym pieprzem, solą, zielem angielskim i liściem laurowym. Zmniejszyłam "ogień", na którym gotowałam wywar i dołożyłam do niego pokrojone w kostkę ziemniaki oraz ryż. Ważne żeby ziemniaki były pokrojone na małą kostkę. Wszystko gotowałam do zmięknięcia ryżu. Z wywaru wyjęłam pietruszkę, seler i marchew. Marchewkę pokroiłam i ponownie włożyłam do zupy. Ostatecznie doprawiłam zupkę.

Wyszło smakowicie.
Lisi